Jakiś czas temu na facebook’owej wersji Julki bloga zastanawiałem się czy gmina otrzymując zwiększoną subwencję oświatową na ucznia o specjalnych potrzebach edukacyjnych może twierdzić że dopłaca do nauki dziecka z orzeczeniem. Tym którzy nie zapoznali się jeszcze z „moją” teorią pokrótce ją przybliżę.
Gmina otrzymuje subwencję na ucznia z autyzmem ( mnożnik 9,5) a więc dodatkowo około 50 tys. złotych. Ale potrzeba te środki „ukryć’ przed społeczeństwem. Jak to zrobić? Bardzo prosto.
Wystarczy prosty zabiec matematyczny. Zsumujmy wszystkie pieniążki z subwencji oświatowej na zadania oświatowe a następnie podzielmy przez ilość uczniów. Wszystko zatem wkładamy do jednego worka pod nazwą przykładowo wydatki na szkoły. I co się okazuje – że na ucznia gmina dostaje przykładowo 8 i pół tysiąca. To jest oczywiście średnia kwota skład w której wchodzi subwencja na zdrowego ucznia plus ułamek „dodatku” na ucznia z orzeczeniem. W magiczny sposób zginęło ponad 40 tys. zł. I co, gmina dopłaca do zajęć rewalidacyjnych, itp? Ależ tak Musi wszak wydać więcej niż ta (średnia) otrzymywana subwencja.
Moje rozważania były czysto teoretyczne. Nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek przeczytam że ktoś głośno będzie opowiadał ciężkim losie gminy która musi „dopłacać’ np. do edukacji Julki lub jej ziomali.
Znalazł się taki „mądry” wiecie kto? Mój ukochany wójt gminy Świlcza.
Czytam więc sobie z codziennej gazecie:” Dodatkowo już teraz wrosły koszty kształcenia pierwszoklasistów, bo są wśród nich dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności. – Jest dwóch takich uczniów – mówi wójt. – Musieliśmy im zapewnić dwóch dodatkowych nauczycieli-opiekunów, a zatrudnienie ich gminę kosztuje.”
A ja się zastanawiałem nad przeprowadzką na wieś. Niestety Julka chyba jeszcze przez pewien czas nie będzie mogła zamieszkać w domu budowlanym o czym tak marzy.